[VIDEO] Rozdzielił rodzeństwo, więzi 4-latkę, a teraz preparuje fałszywe dowody dla Sądu Okręgowego w Radomiu? Powołując się na kancelarię adwokacką Katarzyny Gałeckiej-Nerek i biuro Krzysztofa Rutkowskiego?!
Robert M. zgodził się w sobotę wieczorem na negocjacje kończące konflikt z żoną Hanną Szymoniak-Muranowicz i koszmar rozdzielonych dzieci. Ale kiedy wczoraj przyszło do omówienia konkretów negocjacji, oświadczył że jego „żona źle zrozumiała to, o co mu chodziło”!
- On mnie dręczy od wielu miesięcy rzekomą chęcią powrotu do rodziny i ułożenia wszystkiego od nowa - przekazuje pani Hania.
- Ja cały weekend czekałam na to spotkanie z negocjatorami i znów się nastawiłam. A on znów mnie oszukał, bo gra dziećmi, ich tragedią bo tylko chce przygotować sobie dowody do sądu - dodaje wstrząśnięta pani Hanna.
O tej szokujacej sprawie rozdzielenia rodzeństwa piszemy od wielu miesięcy. Wszystkie artykuły dostępne są pod linkiem:
Pani Hanna zaproponowała mężowi w listopadzie 2020 spotkanie mające na celu zakończenie to szaleństwo powrót dzieci do siebie naprzemienną opiekę dla ich dobra. Z udziałem negocjatorów, po jednym z każdej strony.
- Ja się boję z nim spotykać samodzielnie. Dlatego kiedy w ostatnią sobotę wieczorem wreszcie się zgodził, miałam nadzieję że to już jest koniec tego koszmaru - przekazuje kobieta.
Jeszcze w sobotę wieczorem skontaktował się z Robertem M. negocjator ze strony biura Krzysztofa Rutkowskiego. Przypomnijmy, że Krzysztof Rutkowski udzielił skutecznej ochrony pani Hannie i dwójki posiadanych przez nią dzieci w przewiezieniu na badania do Opiniodawczego Zespołu Specjalistów Sądowych (OZSS). Z domu spod Grójca do Radomia i z powrotem. Od tamtej pory biuro Krzysztofa Rutkowskiego z oficjalnym przedstawicielem Hanny Szymoniak-Muranowicz.
W sobotę wieczorem negocjator Krzysztofa Rutkowskiego uzyskał ZAPEWNIENIE od Roberta M., że jest gotowy na spotkanie w Kancelarii Adwokackiej. Przed sądem reprezentuje go Katarzyna Gałecka-Nerek z Rawy Mazowieckiej więc negocjator Rutkowskiego był gotowy przyjechać tam nawet dzisiaj razem z panią Hanią.
Niestety wczoraj Robert M. zadrwił sobie z tak poważnego tematu jakim są pozasądowe mediacje rodziców dla dobra dzieci!
Zamiast przekazać kontakt telefoniczny do Katarzyny Gałeckiej-Nerek, oświadczył negocjatorowi Rutkowskiemu że "jego żona coś źle zrozumiała, i że wcale on nie chce się spotykać z żadnymi negocjatorami, tylko z nią samą”!
Czy to jest brudna, wyrachowana gra taktyczna Roberta M. mająca na celu oszukanie Sądu Okręgowego w Radomiu gdzie rozpoznawania jest sprawa o rozwód i opiekę nad dziećmi?
Czy wymyślając historię o „rzekomej chęci powrotu do rodziny”, a teraz o „rzekomej otwartości na negocjacje i mediacje” cynicznie tworzy fałszywe dowody, którymi posłuży się w sądzie? Podczas rozprawy gdzie te dowody będzie reprezentować adwokat Katarzyna Gałecka-Nerek?
Robert M. odmówił na dziś odpowiedzi na te pytania i wyłączył telefon. Nie otrzymaliśmy też stanowiska kancelarii prawnej Katarzyny Gołeckiej-Nerek, o które zabiegaliśmy.
Jeśli Robert M. posłuży się tymi fałszywymi dowodami, będzie to jego kolejna próba oszukania państwowego urzędu
Przypomnijmy, że Urząd Skarbowy w Grójcu prowadzi postępowanie w sprawie możliwych fałszerstw Roberta M., jeśli chodzi o dokumentację skarbową. Chodzi o możliwość nieprawidłowości na kwotę 300 000 zł za pomocą podrabiania podpisów i zmuszania Hanny Szymoniak - Muranowicz do wypłaty mu w gotówce pieniędzy na poczet transakcji które on wykonał w ramach swojej działalności gospodarczej. Rzekomo na rzecz pani Hanny, zaniżając wartość podatku VAT i podatku dochodowego.
O to, czy Sąd Okręgowy w Radomiu będzie przygotowany na ewentualne fałszywe dowody i fałszywe zeznania Roberta M. pytamy dziś Prezesa Sądu Okręgowego w Radomiu wysyłając mu niniejszy tekst.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem prowadzi postępowanie w sprawie, w której konflikt między dwoma mężczyznami z sektora prac ziemnych przybrał zaskakujący obrót. Jeden z nich – legalnie działający przedsiębiorca, dysponujący kompletem dokumentacji, umów i potwierdzeń płatności – został objęty dochodzeniem, mimo iż druga strona nie przedstawiła żadnych formalnych dowodów, a jedynie relacje świadków ze swojego bliskiego otoczenia.
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?